top of page

HISTORIA

   Po wielu, wielu latach odwiedził mnie w moim domu rodzinnym w Olszowcu jeden z druhów pysznickich Jan B. Witając się ze mną harcerskim Czuwaj! dodał: bawiliśmy się kiedyś w harcerzy. Wspomnieniem o harcerstwie wzruszył mnie ogromnie a zarazem zainspirował do szerszej refleksji na temat harcerstwa w Pysznicy.

            Druhom i zuchom pysznickim, społeczności Pysznicy – swoim krajanom – winienem retrospektywną refleksję o tej pięknej i wspaniałej zabawie – pasji moich lat młodzieńczych. W zabawie tej poznawaliśmy wartości, które okazują się ponadczasowymi.

            Kronika Związku Harcerstwa Polskiego w Pysznicy – zapoczątkowana przeze mnie – pozostawiona w latach 50 minionego stulecia u kierownika szkoły pana Stanisława Krudysa gdzieś się zapodziała (?!). Dlatego też w moim relacjonowaniu wydarzeń mogą pojawić się braki.

Początki harcerstwa w Pysznicy

 

            Pierwsze wzmianki o harcerstwie w Pysznicy pochodzą z roku 1932. W protokole z konferencji grona nauczycielskiego w Pysznicy z dnia 10 listopada 1932 roku wyczytuję: Wierzbicki Mieczysław "omówił działalność drużyny harcerskiej. Zbiórki harcerskie odbywają się dwa razy w tygodniu, na które wszyscy regularnie uczęszczają. Zainteresowanie harcerstwem wśród młodzieży jest duże, należy je tylko odpowiednio wykorzystać."

            W protokole z dnia 6 czerwca 1933 roku w punkcie 4) Harcerstwo jest komunikat: "do opieki nad drużyną harcerską zgłosił się p. Wierzbicki."

            W protokole z 24 stycznia 1934 roku jest zapis o Gromadzie Zuchów, która "ma zbiórki każdego tygodnia. W ubiegłym tygodniu odbyła się dalsza wycieczka saneczkami. Z wiosną zostanie zorganizowana dla chłopców Drużyna szczudlarzy."

            W punkcie 5. protokołu z dnia15 lutego 1934 roku omawia się program: "Na dzień 19 marca dzień Marszałka Józefa Piłsudskiego. Dzieci odegrają sztuczkę pt. Jak Bolko został harcerzem."

            W protokole z dnia 11 czerwca 1934 roku podkreślono, że Spółdzielcza Kasa Oszczędności jest pomocna dla Zuchów.

            Protokół z dnia 21 sierpnia 1934 roku informuje "żeński oddział zuchów poprowadzi Krudysowa."

            Z protokołu z dnia 15 grudnia 1937 roku "Prośba kierownika Krudysa do p. Bronisławy Kolińskiej by zorganizowała żeńską drużynę harcerską ponieważ jest do tej pracy przygotowana."

            W 1937/38 roku zorganizowane były dwie drużyny harcerskie męska i żeńska (Kronika szkolna..., s.18).

            W roku 1937 nauczyciel Bronisław Cmela zorganizował w Pysznicy I Drużynę Harcerską im. Księcia Józefa Poniatowskiego – pierwszą wiejską drużynę w powiecie niżańskim, która należała do hufca w Nisku oraz do Lwowskiej Chorągwi Harcerzy. (Chorągiew Lwowska istniała w latach 1920-1939). Drużynowym był Julian Piskorowski a jego zastępcą mój sąsiad Jan Herdzik. Drużyna ta w roku 1938 nawiązała kontakt z I Drużyną Harcerską im. Lisa Kuli w Rudniku, którą pomógł założyć również Bronisław Cmela. W tymże roku 1938 harcerze obu drużyn wybrali się na obóz letni do Odrzykonia pod opieką Bronisława Cmeli. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Bronisław Cmela został przeniesiony do szkoły w Rudniku. W okresie okupacji niemieckiej jak też po roku 1944 utrzymywał jednak nadal żywe kontakty z Pysznicą. Z racji działalności konspiracyjnej był częstym gościem plebanii pysznickiej – księdza prałata Władysława Szubargi kapelana oddziału Armii Krajowej. Kontaktował się także z nauczycielami i harcerzami. W sporadycznych kontaktach ze mną po roku 1944 również interesował się losem pysznickiego harcerstwa, inspirował ożywienie działalności harcerskiej. Dokonał też znamiennego powojennego wpisu do pysznickiej kroniki harcerskiej. Odwiedzałem go później gdy już zamieszkał w Rzeszowie. Nadmienię też, że i w późniejszym okresie  Bronisław Cmela uczestniczył czynnie w życiu społeczności pysznickiej, brał udział w wielu wydarzeniach m.in. uroczystościach jubileuszowych. (Por.www.szkola.pysznica.pl/historia).

            W protokole z posiedzenia rady pedagogicznej z dnia 26 stycznia 1938 roku odnotowano "Wspólny opłatek harcerski, w którym wzięli udział i rodzice, wpłynął dodatnio na stan wychowania. Żeńska drużyna harcerska została już zorganizowana przez p. Kolińską."

            W protokole z dnia 30 marca 1938 roku odnotowano pozytywne wyniki tak w dziedzinie nauczania jako też wychowania. "Jeżeli chodzi o tę ostatnią to w realizowaniu jej bardzo pomocnymi okazały się drużyna harcerzy i harcerek. Praca drużyn na terenie szkoły daje się widzieć na każdym kroku" (Księga Protokołów..., op. cit., s. 4). A o  Dniu Matki: "W programie uroczystości przewidziane są pokazy, deklamacje, śpiew. W tym samym dniu odbędzie się posiedzenie Koła Rodzicielskiego, na którym p. Cmela Bronisław wygłosi odczyt pt. Wpływ Harcerstwa na wychowanie" (op. cit., s. 4).

            W protokole z dnia 1 maja 1938 roku jest wzmianka o referacie nt. Znaczenia harcerstwa w szkole, który był wygłoszony przez Bronisława Cmelę na zebraniu rodzicielskim (Księga zarządzeń..., s. 17).

            Z protokołu z dnia16 września 1938 roku z zapisu o przydziale obowiązków: prowadzić będzie "Drużynę harcerską żeńską p. Kolińska" (op. cit., s. 11).

            W protokole z dnia 13 grudnia 1938 roku jest zapis "o zorganizowanej dla dzieci świetlicy jak w latach ubiegłych, przynajmniej raz w tygodniu w sali kl. I-ej. W tejże sali odbywać się będą zbiórki harcerskie, ściany zostaną przybrane godłami harcerskimi itp. rzeczami" (op. cit., s. 14).

            Z protokołu z dnia 28 marca 1938 roku "Opiekę nad drużyną harcerską dziewcząt przyjęła pani Stelmachowa" (op. cit., s. 17).

            Po napaści Niemców na Polskę w 1939 roku harcerstwo w Polsce zeszło do podziemia i 27 września 1939 roku przyjęło nazwę „Szare Szeregi”. Działalność Szarych Szeregów datuje się od 27 IX 1939 do 18 I 1945.

 

Tragiczny rok 1939

 

Nadszedł tragiczny dla narodu polskiego rok 1939. Tragedia goniła tragedię.

Mobilizacja. Po "Obwieszczeniu mobilizacji" w sierpniu 1939 roku odprowadziliśmy razem z matką ojca do przewozu na Sanie, skąd już samodzielnie podążył na miejsce zgrupowania wojskowego. Mobilizacja poprzedziła o parę dni napaść Niemców na Polskę.

Klęska wrześniowa. Nadszedł tragiczny dla Polski wrzesień roku 1939. Niemcy napadli na Polskę bez wypowiedzenia wojny 1 września 1939 roku a pierwszy niemiecki nalot dywanowy na polskie miasto Wieluń, gdzie ofiarami była ludność cywilna (zginęło 1200 osób) rozpoczynał najbardziej okrutną, najbardziej brutalną wręcz barbarzyńską wojnę. Przerażające relacje o bestialstwie Niemców pochodzą z ust naocznych świadków – rannych sąsiadów powracających z rozgromionych i rozformowanych jednostek wojska polskiego.

Zanim Niemcy wkroczyli do Pysznicy poprzedzali ich uchodźcy z zachodniej Polski. Exodus uchodźców trwał od pierwszych dni września. Zarówno grupy jak i pojedyncze osoby cywilne przechodząc drogą pysznicką (dziś ul. Wolności) błagały o wodę i jakąś strawę. Był to początek powszechnego głodowania, które trwało przez parę lat. Od uchodźców dowiadywaliśmy się o bestialstwie i barbarzyńskim bombardowaniu przez Niemców miast polskich, węzłów komunikacyjnych oraz cywilów na drogach.

Na każdym kroku słyszało się ostrzeżenia przed niemieckimi szpiegami, zrzucanymi przez niemieckie lotnictwo.

Ojciec nasz powrócił z frontu cały i zdrów. Po rozbrojeniu go przez Rosjan na kresach pod Gródkiem Jagiellońskim (województwo lwowskie) dotarł szczęśliwie do domu rodzinnego. Przez wiele lat później przekazywał nam wstrząsające relacje z kampanii wrześniowej. Wielu sąsiadów z wojny nie powróciło. Za to pojawiły się wałęsające się konie, często z resztkami uprzęży na sobie (z rozformowanych oddziałów wojska polskiego). Do Pysznicy zawitał wielki smutek jak i trwoga.

17 września 1939 roku Niemcy zajęli Janów Lubelski i tam utworzyli siedzibę powiatu. Pysznicę odłączyli od powiatu niżańskiego i włączyli do powiatu janowskiego, który w czasie okupacji należał do Generalnego Gubernatorstwa.

Także 17 września 1939 r. nastąpiła napaść Rosjan (Sowietów) na wschodnie tereny Polski – bez uprzedzenia, bez wypowiedzenia wojny. Zaczęły się też masowe deportacje Polaków do Rosji.

 

Okupacja niemiecka w Pysznicy

 

Nastała okupacja niemiecka. Aby zobrazować skalę okropności potwornego koszmaru okupacji niemieckiej, by przekazać potomnym nie fałszowaną i nie manipulowaną –podkreślam –nie fałszowaną i nie manipulowaną(!) relację o okrucieństwach tego okresu przypomnę i wymienię te najbardziej znamienne dla naszej pysznickiej ojczyzny.

Przez parę tygodni urzędnicy niemieccy obwieszczali potrzebę oddawania broni i wszelkiego rodzaju sprzętu wojskowego, straszyli ewentualnych uchylających się od tego obowiązku.

Obwieszczenia – zawsze złowieszcze – pojawiały się dość często na tablicy ogłoszeń przed urzędem niemieckim i najczęściej uwidaczniały listy osób rozstrzelanych. Dzień w dzień przez wieś przechodził dobosz i przywołując ludzi dźwiękami werbla ogłaszał rozporządzenia urzędników. Czynił to także przed kościołem, po wyjściu parafian z kościoła. Dla przykładu: za nieodśnieżenie drogi groziło więzienie, za nie odstawienie żywca/zboża/mleka groziło więzienie, za niezaciemnione okno groziło więzienie, za przechowywanie Żydów kara śmierci itp.

Więzienia i obozy. W Pysznicy więzienie było w budynku naprzeciw dzisiejszego budynku Urzędu Gminnego, tj. w pomieszczeniach dzisiejszego banku. Okresami funkcję więzienia spełniała szkoła. W 1941 roku na przykład Niemcy zamienili szkołę na magazyn zboża a później na więzienie, w którym więzili gospodarzy za niewywiązywanie się z kontyngentu zbożowego. Trzecim więzieniem był budynek usytuowany tuż przy skrzyżowaniu z drogą na Podorendę.

W Bukowej Niemcy zorganizowali w okresie okupacji obóz przejściowy, w którym przetrzymywali rolników nie wywiązujących się z nałożonego na nich kontyngentu oraz ludność zatrzymaną podczas pacyfikacji i łapanek. Niemcy urządzali we wsi "łapanki" i obławy głównie na mężczyzn.  Z Pysznicy trafiali oni do Majdanku. Stamtąd nikt nie wrócił.

Tylko w roku 1943 Niemcy wywieźli z Majdanu Zbydniowskiego, Zaklikowa 451 mężczyzn, z Jastkowic 158, z Radomyśla 80, z Kłyżowa i Pysznicy (brak danych statystycznych).

W 1941-1942 roku Niemcy prowadzili intensywną akcję wysiedleńczą. W 1941 roku nieludzkimi wysiedleniami objęli: Bojanów, Przyszów, Laski, Gwoździec, Korabinę, Cisów Las. O nieludzkim charakterze tych wysiedleń dowiadywaliśmy się od wysiedleńców przejeżdżających przez Pysznicę a zwłaszcza od wysiedleńców z Opatowa i Zamojszczyzny.

Ludobójstwo dokonywane przez Niemców. Najokrutniejszym ze wszystkiego było jednak ludobójstwo dokonywane w majestacie państwa niemieckiego w latach 1939-1944 na terenie gminy Pysznica oraz terenach przyległych. O gigantycznym bestialstwie Niemców świadczą pacyfikacje, palenie i niszczenie wsi, mordowanie ludności cywilnej i to nie w działaniach frontowych czy też przyfrontowych lecz na terenie okupowanym przez specjalne oddziały Einsatzkommando. Dla przykładu.

28 listopada 1939 roku Niemcy dokonali zbiorowej egzekucji w Momotach Dolnych a w kwietniu 1944 roku zbombardowali te Momoty (gm. Janów Lubelski).

W Jastkowicach zginęło 81 mieszkańców a 158 Niemcy wywieźli do obozów.

29 września 1942 roku Niemcy spacyfikowali trzy wsie: Kochany, Goliszowiec i Łysaków (centrum Lasów Lipskich), a następnego dnia 30 września 1942 roku o poranku w półtorej godziny spalili Kochany i zamordowali 41 mieszkańców w tym 20 dzieci (4 dzieci jednorocznych, 4 dwuletnich i 12 ponad dwuletnich), 16 kobiet i 5 mężczyzn (głównie dziadków). Wśród pomordowanych byli moi krewni: ciotka Rozalia Kuziora lat 40 (z domu Surowaniec), Bronisława Kuziora lat 6, Jan Kuziora lat 10, Janina Kuziora 1 rok, Anna Surowaniec lat 21, Jan Surowaniec 1 rok.

Dziadek nasz  – Andrzej Surowaniec odnaleźli zwłoki całej rodziny swojej córki Rózi (a mojej ciotki)na kartoflisku pod lasem w Kochanach gdzie kopali ziemniaki z dala od domostw, dlatego ich ciała nie zostały spalone. W następnych dniach po zakończeniu pacyfikacji dziadek przywieźli wozem konnym ciała pomordowanych do Kaczyłowa, gdzie na błoniu (pastwisku) przekładaliśmy zwłoki do trumien. Na licznych ranach postrzałowych od broni maszynowej widziałem pełzające białe mięsne robaki (!!!)... Rodzina ciotki Rózi spoczywa na cmentarzu w Pysznicy (a nie na Kochanach, jak mylnie podają liczne źródła).

                                                                                                                                                             

Inskrypcja na obelisku budzi moje wątpliwości  – niestety, budzi także wątpliwości  moich braci. Wątpliwości budziła widocznie i u tych, którzy zabrali (ukradli) pierwszą z poprzednio ustawionych tablic. Obecnie wątpliwości budzi u tych, którzy obok następnej (drugiej, tej na kamiennym obelisku) ustawili już kolejną – trzecią o odmiennej treści, a mianowicie: Tego nie zrobili ludzie, to zrobili Niemcy dla swojej wyższości. Nie ma innej prawdy. Pamiętajmy!

Byłem aktywistą parafialnym i ministrantem swojego katechety księdza Władysława Szubargi – późniejszego prałata. Zwierzałem mu się ze swoim młodzieńczym buntem: "przecież Niemcy – stwierdzałem – są katolikami, wyznają tego samego Boga, na sprzążkach swoich pasów żołnierskich noszą napis Gott mit uns ["Bóg jest z nami" / "Z nami Bóg"] a zabijają i mordują Polaków – katolików". Ksiądz prałat odpowiedział, że Bóg jest nieruchliwy ale sprawiedliwy i że ukarze Niemców. Tu nadmienię, że i ksiądz Szubarga był kilkakrotnie aresztowany i przetrzymywany przez Niemców jako zakładnik a w roku 1943 trafił nawet do obozu w Budzyniu a następnie w Zamościu.

Po 70 latach od tej tragedii natrafiłem na treść przemówienia Hitlera z dnia 22 sierpnia 1939 roku na odprawie dowódców Wermachtu: Obecnie tylko na wschodzie umieściłem oddziały SS Totenkopf [Z TRUPIĄ GŁÓWKĄ], dając im rozkaz nieugiętego i bezlitosnego zabijania kobiet i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy, bo tylko tą drogą zdobyć możemy potrzebną nam przestrzeń życiową." (J. Kisielewski, 1990). Te trupie główki na czapkach Niemców budziły u Pyszniczan szczególne uczucie grozy jak i przerażenia.

Podobny los spotkał i inne miejscowości naszego regionu. W październiku 1942 roku Niemcy rozstrzelali w Pikulach (Lasy Janowskie) 51 osób, spalili 13 domostw.

W Pysznicy Niemcy zamordowali około 300 osób. Tylko w roku1942-1943 zamordowali 259 osób pochodzenia żydowskiego.

Z 24 na 25 czerwca 1943 roku "oddział SS zdążający na pacyfikację ziemi lubelskiej dokonał mordu na gościach weselnych Zbigniewa Horodyńskiego w jego majątku w Zbydniowie. Zamordowano w sumie 21 osób" (Garbacz, 1988, s. 108).

W lipcu 1943 roku Niemcy spacyfikowali i spalili wieś Kutyły (gm. Jarocin, pow. niżański). 30 osób zamordowali.

W październiku 1943 roku Niemcy spalili wieś Janiki (w Lasach Janowskich). W zabudowaniach spalili ciała pomordowanych 14 mieszkańców.

2 lutego 1944 roku Niemcy otoczyli wsie: Łążek Zaklikowski i Łążek Chwałowicki, Borów, Wólkę Szczecką i Szczecyn oraz dokonali masowego mordu na mieszkańcach, których zabijali przed domami lub ich żywcem palili. W ciągu 2 dni zginęło w ten sposób 1300 osób.

W czerwcu 1944 roku lotnictwo niemieckie zbombardowało wieś Szklarnię.

13 czerwca 1944 roku Niemcy spacyfikowali wieś Ujście. 30 osób zamordowali, większość zabudowań spalili.

Eksterminacja Żydów. W najbliższym moim sąsiedztwie w Olszowcu żył sklepikarz Mosiek ze swoją rodziną i Lejba ze swoją rodziną. Od roku 1939 musieli nosić na rękawach – podobnie  wszyscy inni Żydzi – opaski z gwiazdą Dawida. W Pysznicy od roku 1940 Żydom zabroniono opuszczania terenu gminy.

Od roku 1941 Niemcy rozpoczęli całkowite unicestwianie Żydów. Wiosną 1942 roku Niemcy zaczęli wywozić Żydów do Majdanku. Z terenu Rozwadowa, Radomyśla i Zaklikowa setki Żydów zamordowali na miejscu a tysiące wywieźli do obozów zagłady. 4 października 1942 roku na rozkaz Gestapo z Janowa Lubelskiego Żydzi musieli opuścić Ulanów – miasto flisackie, w którym na Tanwi zestawiano tratwy spławiane następnie do Gdańska. Rozkaz wykonywało Gestapo i Szkopy, tj. wojsko Wermachtu. Zginęło 70 Żydów napadniętych przez Niemców w ich własnych domach. W Pysznicy dzień w dzień w tym okresie przeżywaliśmy wstrząsające informacje. W szkole rówieśnicy zamieszkujący centrum Pysznicy ze szczegółami opowiadali o każdej przywiezionej żydowskiej rodzinie, którą następnie (...) Niemcy mordowali. W mogile zbiorowej w Pysznicy pomordowanych spoczywa 300 Żydów.

W Zaklikowie Niemcy zorganizowali obóz przejściowy dla osób pochodzenia żydowskiego skąd następnie wywozili je do obozu zagłady. W 1942 roku z Zaklikowa Niemcy wywieźli do obozu w Bełżcu około 2 tys. osób. Obóz koncentracyjny funkcjonował w Stalowej Woli. W 1942 roku więziono w nim około 2 tyś. Żydów.

Zapamiętałem też wydarzenie osobliwe. Jeden z transportów Żydów utknął na kolei z powodu nieprzejezdności mostu na Sanie. Niemcy eskortujący kilkusetosobowy tłum Żydów podążający pieszo zatrzymali na pograniczu Wólki i Olszowca na rozległej i podmokłej łące zwanej olszyną rozciągającą się pomiędzy drogą główną a rędzinami – naprzeciw mojego rodzinnego domu – i ogłosili, że ci mają zniknąć, w przeciwnym razie będą rozstrzeliwani. Oczywiście po wystrzale wszyscy Żydzi salwowali się ucieczką w kierunku lasu, tj. Podlesia.

Okrucieństwo Niemców od pierwszych dni okupacji wywoływało u ludzi naturalny odruch obronny. Nagminnie wszyscy moi rodacy powtarzali hasła: Nie dać się wyrżnąć jak owce i barany! Nie poddawać się bez walki! Potocznie mówiło się, że Niemcy zgotowali nam piekło w lesie – ubojnię ludzi. I w takich to okolicznościach powstała Partyzantka w Pysznicy. Oddział Armii Krajowej widziałem już po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej w czasie rezurekcji w 1945 roku, który oddał salwę honorową podczas przechodzącej Wielkanocnej procesji. Później spotkałem jeszcze część oddziału na błoniu w Kaczyłowie. Koledzy z klasy pokazywali mi na cmentarzu nieoznaczone nagrobki, które miały być bezimiennymi grobami partyzantów. Wszyscy inni Pyszniczanie w swej bezradności szukali ratunku w modlitwie i prośbie do Boga o zmiłowanie.

Duch walki rodził się i wśród nas podrostków. W gronie rówieśników współzawodniczyliśmy w sporządzaniu kusz (ich udoskonalaniu) i strzelaniem z nich do celu. Z czasem (dorastaliśmy) przechodziliśmy na gromadzenie akcesoriów militarnych. Mnie osobiście udało się nabyć (handel wymienny) sztabową mapę wojskową naszego regionu, która przez wiele lat służyła nam w czasie naszych harcerskich wędrówek po Lasach Lipskich i Lasach Janowskich.

Dzisiaj temat tabu. Na samym początku okupacji Niemcy zabrali z Pysznicy dziewczęta/młode kobiety i wywieźli je na "przymusowe" roboty do Niemiec. Brzemienne przyjeżdżały później na urlopy, podczas których najczęściej "pozbywały się" najduchów, niemieckich bękartów – niechcianych dzieci jak to same określały. W Niemczech były traktowane jak niewolnicza siła robocza. Z kolei te nie wywiezione do Niemiec musiały na miejscu pod przymusem zaspokajać zachcianki urzędników, żołnierzy i policjantów niemieckich. A po zakończeniu niemieckiej operacji Sturmwidw 1944 roku konny oddział Kałmuków użyty przez Niemców w walkach przeciw partyzantom na bagnistych i niedostępnych leśnych obszarach wtargnął do Pysznicy i posiewał postrach wśród bezbronnych kobiet (mężczyzn Niemcy w poprzednich latach wyłapali i wywieźli do obozów). Nie pamiętam ślubów i wesel z okresu okupacji, jakby ich nie było. Pamiętam natomiast chrzty i częste pogrzeby.

Od roku 1939 wiekiem roboczym były lata od 14 do 60. W pracy stosowano kary cielesne.

22 czerwca 1941 roku nastąpił atak Niemiec na Rosję (ZSRR) – pod kryptonimem operacji "Barbarossa" i był najbrutalniejszą kampanią w trakcie II wojny światowej. Z tego okresu pochodziła pierwsza informacja o zbiorowych mogiłach w Katyniu. Ulotka wielkości kartki zeszytu szkolnego, która przechodziła z rąk do rąk informowała nas jak to oddziały niemieckie odkryły zbiorowe mogiły. Niemcy obarczali winą tych mordów Rosjan (Sowietów). Dziś w Stalowej Woli przebywa aż 38 rodzin, których dotknęła tragedia katyńska.

W Pysznicy Niemcy uformowali konwój furmanek konnych z całej wsi w liczbie ok. 250 wozów, które pod przymusem podążały w ślad za armią niemiecką na wschód wioząc im  zaopatrzenie. Po sześciu tygodniach furmani wraz z zaprzęgami konnymi powrócili do wsi. Ich relacjom o makabrycznych działaniach Niemców na Wschodzie nie było końca. To co widzieli na własne oczy, co się działo opisywali z przerażeniem.

W okresie okupacji kilkuset właścicieli koni z Pysznicy pod przymusem jeździło na "forszpan" (niem. Vorspann), tj. wywozili z lasów drzewo i dowozili go do stacji kolejowych w Rozwadowie i w Nisku.

Inne epizody z codziennego życia okupacyjnego. Nieludzki system przymusowych kontyngentów powodował wielki głód a nawet śmierć głodową a także powstawanie groźnych chorób. Kontyngent ściągano siłą – nawet przy użyciu policji i wojska. Za niewywiązywanie się z nałożonych kontyngentów groziły surowe kary, represje, bicie i areszty, zsyłki do obozów, wysiedlenie, konfiskata gospodarstwa rolnego a nawet kara śmierci. Normy kontyngentowe były drastyczne. Dla przykładu. Nasza rodzina liczyła 8 osób (rodzice i nas dzieci sześcioro) i mieliśmy jedną krowę. W okresie mleczności krowy obowiązkowo trzeba było oddawać 2 litry mleka. Rodzice wysyłali mnie więc do mleczarni, gdzie po odwirowaniu tłuszczu (masła) mogłem wrócić z odwirowanym mlekiem do domu. Za odstawione zboże (żyto) ojciec otrzymywał kartkę na 0,5 litra wódki. Z 1,5 hektarowego gospodarstwa obowiązkowo trzeba było nam oddać 100 kg żywca wieprzowego. Pamiętam, kiedy sąsiad M. (mający parę koni, my nie posiadaliśmy koni) odwoził do Zaklikowa swój kontyngentowy żywiec. Ojciec mój korzystając z okazji wysłał i mnie z sąsiadem z naszą kontyngentową świnką. Tu dygresja. Do Zaklikowa jechaliśmy pół dnia (przez Lasy Lipskie). Przejeżdżaliśmy obok zgliszcz spalonych przez Niemców wsi. Zapamiętałem przerażający widok sterczących kominów w miejscu spalonych domów. Z oddawaniem żywca trochę czasu zeszło i kiedy udaliśmy się w drogę powrotną było już ciemno. Miałem obawy, czy w ciemnościach sąsiad poradzi sobie z leśnymi drogami. Tym bardziej, że w pewnym momencie konie zatrzymały się na krzyżówce leśnej. Sąsiad uspokajał mnie. W takich sytuacjach zawsze należy puścić lejce (wodze) luzem i powiedzieć wio. Tak uczynił i konie w ciemnościach same wybrały właściwą drogę do domu. Do samego domu lejc już nie używał.

Od października 1939 roku Niemcy wprowadzili kartkowy system racjonowania żywności. Racje żywnościowe głodowe obliczone były na biologiczne wyniszczenie narodu polskiego. W domowym odżywianiu dominowała zupa – kartoflanka – na okrągło na co dzień. Głównym pożywieniem było pieczywo, którego wiecznie brakowało. Nie wolno było posiadać żaren do mielenia zboża, nie wolno było mleć ziarna. Żarna po wykryciu były rozbijane (niszczone przez urzędników niemieckich) a właściciele karani. Zboże musiało być ukryte, podobnie żarna. Aby upiec chleb trzeba było przynieść żarna z ukrycia i zmontować je. Następnie trzeba było przynieść zboże z ukrycia i je zmielić a po zmieleniu ziarna na jeden wypiek żarna należało zdemontować i ukrywać. Zwykle mełliśmy zboże na mąkę nocą, zwykle w składzie: ojciec, matka i ja jako trzeci (pociągałem za pasek zaciśnięty na żarnówce). Od czasu do czasu zmieniał mnie starszy brat. Potworny głód zmuszał nas do poszukiwań darów lasu a zwłaszcza grzybów,czarnej borówki / czarnej jagody, malin, ostrężyn, poziomek, żurawin, orzeszków laskowych oraz owoców z sadów przydomowych jak i dziko rosnących w polu grusz. Z kolei bliskość rzeki San z jej licznymi rozlewiskami wodnymi (kolana, smugi, łachy, stawy, jeziorka) sprzyjała połowom ryb. Pamiętam jak dziadek nasz Tkacz z Kłyżowa kilkakrotnie dzielił się z nami swoim połowem.

 Handel był zakazany a w sklepie można było kupić głównie tylko sacharynę, margarynę i marmoladę z ćwikłowych buraków. Problemy aprowizacyjne stwarzali także nocni "rabusie". Nawiedzali nas często. Sądząc po rodzaju uzbrojenia domyślaliśmy się z jakiego ugrupowania pochodzą. Zabierali nam wszystko. Z naszego domu rodzinnego zabrali nam jedyną jałówkę (młodą krowę), ostatni garniec żyta i jedyne dwie czapki na głowę jakie posiadaliśmy. Kilku sąsiadów za przeszkadzanie nocnym "rabusiom" zostało poważnie poturbowanych. W szkole dowiedziałem się, że nocni "rabusie" w mieszkaniu nauczyciela P. chcieli zabrać bieliznę pościelową. Liczna gromadka jego dzieci uczepiła się pościeli i przeszkodziła, tj. nie dopuściła do rabunku. W przypadku moich najbliższych sąsiadów zbierali się oni w nocy i co jakiś czas oddawali strzał w powietrze (próbowali w ten sposób odstraszać ewentualnych intruzów). Sygnalizowali w ten sposób, że tu już ktoś rabuje.

Życie głodowe (powszechne głodowanie) – brak żywności, brak opieki zdrowotnej, brak lekarstw, brak odzieży jak i obuwia, środków czystościowych – wszystko to powodowało epidemię tyfusu plamistego (30 zgonów w Pysznicy) i czerwonki, także powszechną wszawicę i świerzb. Niemcy bali się tyfusu dlatego każdorazowo po zgonach przeprowadzali dezynfekcje domów mieszkalnych. W przypadku chorób, czy też dolegliwości Pyszniczanie stosowali powszechnie metody lecznicze: stawianie baniek lekarskich, leczenie pijawkami lekarskimi, sięgali też po zioła głównie kwiat lipy i rumianku.

W ubiorze dominowała odzież ze lnu, który uprawiano niemal w każdym gospodarstwie. Lniane płótno służyło do różnych celów. Z niego szyto bieliznę osobistą, bieliznę pościelową, odzież zewnętrzną, worki i płachty do potrzeb gospodarczych. Niektórzy sąsiedzi uprawiali równocześnie konopie, z których włókno służyło głównie do kręcenia lin, sznurów i powrozów. Uczestniczyłem w uprawie lnu i pozyskiwaniu włókna lnianego. Zwykle len wysiewaliśmy w maju. Kilkakrotnie pieliliśmy go (podobnie jak proso), zbieraliśmy wyrywając (by pozyskać i knowia), młóciliśmy po wysuszeniu. Małe snopki lnianych łodyg moczyliśmy w rozlewisku Zdogi (Zdzogi) a po wymoczeniu i wysuszeniu w październiku międliliśmy je na międlicy (jednoszparowej) i cierlicy (dwuszparowej).Do czyszczenia włókien lnu z paździerzy służyła jeszcze szczotka zrobiona z gwoździ. W październiku w całej wsi rozbrzmiewał charakterystyczny klekot dębowych i bukowych międlic i cierlic. W długie zimowe wieczory z kłębków lnianej przędzy, tj. kądzieli matka przędła nici używając prząśnicy i wrzeciona oraz motowidła. Motki zanosiliśmy do tkacza. W pobliżu funkcjonowały dwa warsztaty tkackie na Wólce i w Olszowcu. Wiosną w dni słoneczne bieliliśmy płótno przez moczenie i suszenie na przemian. Sztywne lniane płótno jak i wyroby z niego podlegały dalszej obróbce głównie maglowaniu (za pomocą maglownic). Natomiast z siemienia lnianego i konopianego pozyskiwaliśmy olej lniany i konopiany. Stępę do tłoczenia oleju na zimno pożyczaliśmy od  sąsiada. Siemię lniane wykorzystywaliśmy też w celach leczniczych.

Z obuwiem były podobne trudności. Najbardziej popularnym obuwiem były drewniaki, tj. buty na drewnianych spodach. Zimy wówczas były srogie. Temperatury sięgały do -42 stopni C. Na buty wówczas zakładano słomiane chodaki (zrobione z uplecionego warkocza ze słomy). Niekiedy udawało się odzyskać jakieś fragmenty z rozbieranego starego obuwia i wstawiać w nowotworzone. Ojciec szewcował i przyuczał mnie do czynności szewskich.

Kolejny temat tabu. Na przełomie lat 1941-1942 miało miejsce podpisywanie volkslisty. W rezultacie w Pysznicy "pojawiło się" kilkunastu volksdeutschów.

Edukacja. Niemieckie władze okupacyjne zezwalały na terenie Generalnej Guberni tylko na funkcjonowanie szkół podstawowych, w których nauczano rachunków, czytania i pisania. Zakaz obejmował naukę historii, historię literatury, geografię, gimnastykę.

Rok szkolny w 1939 roku w Pysznicy rozpoczął się z opóźnieniem, tj. 1 października (po radzie pedagogicznej, która odbyła się 22 września). W szkole nie wolno było używać książek polskich. Językiem urzędowym był język niemiecki. Rozpoczynałem naukę w klasie pierwszej a moją nauczycielką była Maria Bourdon (żołnierz Armii Krajowej), która we własnym mieszkaniu (usytuowanym naprzeciw budynku urzędu gminnego, dom dziś rozebrany) uzupełniała lekcje szkolne prowadząc tajne nauczanie. W mieszkaniu przechowywała bibliotekę szkolną i różne pomoce dydaktyczne. Podczas lekcji uruchamiała i swoje zasoby osobiste jak fotografie czy pocztówki. Ponadto udostępniała własny fortepian i skrzypce dla nauczanych grania. Uczyła bezpłatnie czyli honorowo. Zaskarbiła sobie tym nasz bezgraniczny szacunek i była dla nas wielkim autorytetem. Od ukochanej naszej Pani uczyliśmy się patriotyzmu i historii. Na jej tajnych lekcjach dowiedzieliśmy się, że Niemcy zagrażają zagładą Polakom od ośmiuset lat i że nie tylko Polakom bo i Żydom oraz Cyganom. Przez sześć wieków Polacy masowo ginęli od Niemców. Niemcy byli inicjatorami rozbiorów Polski. Pani Bourdon uzmysłowiła nam odwieczne parcie Niemców od Łaby na wschód (niem. Drangnach Osten),które ma już swoją historię prawie tysiącletnią i że ówczesne okupacyjne bestialstwo Niemców nie było niczym nowym.

Pani nasza wiele mówiła nam o harcerstwie – skautingu i Orlętach Lwowskich, traktowała nas jak harcerzy, wyznaczała nam dwa zadania: 1) zdobywania wszelkich informacji, 2) pomagania wszystkim potrzebującym pomocy. Sama w naszej obecności uruchamiała miniaturowe radio wielkości dłoni i próbowała złowić bieżące komunikaty.

Pamiętam, jak zdobywaliśmy i doprowadzaliśmy do Pani informacje. Dla przykładu, o lądowaniu Aliantów w Normandii wśród kolegów po wielokroć powtarzało się przeróżne wersje wydarzeń. Wybraliśmy tą, w której Alianci najpierw zrzucili na spadochronach gumowych żołnierzy a kiedy Niemcy wystrzelali całe zapasy amunicji dopiero wtedy sami lądowali.

 Inny przykład dotyczył okrążenia Niemców pod Stalingradem. W naszych relacjach pojawiała się niezgodność co do liczby pierścieni – bo Niemcy okrążyli Rosjan (Sowietów), ci z kolei Niemców, ci zaś Rosjan itd.

 Inny przykład z naszego pysznickiego podwórka. Do Pysznicy zawitał przybysz, zamieszkał w pobliżu szkoły w pokoiku na poddaszu u państwa D. Nazwaliśmy go "skrzypkiem", gdyż zaczął uczyć wielu z moich kolegów gry na skrzypcach. Koledzy przedstawili mnie przybyszowi i ja także miałem rozpocząć naukę. Ale w kolejnym dniu dowiedziałem się, że w nocy go zamordowano. Dwóch odważnych i zaufanych kolegów namówili mnie aby pójść i przekonać się, czy znajduje się tam na skraju lasu dokąd go poprowadzono. Idąc za śladami na śniegu po 1 km odnaleźliśmy ciało wleczone po śniegu na ostatnim stumetrowym odcinku. Na śniegu były krwawe i śluzowate wybroczyny. Ciało zamordowanego było lekko przysypane śniegiem i dodatkowo przykryte paru sosnowymi gałęziami.

 Innym razem był to meldunek dla Pani o zastrzeleniu kaleki przez Niemców, który prosił ich o jałmużnę.

 Pamiętam, jak w szczegółach relacjonowałem Pani przebieg największej z łapanek w następujący sposób. W środku nocy obudził mnie ojciec i oznajmił. Wstawaj synu, coś się dzieje niedobrego. W Kłyżowie bardzo ujadają psy, słychać strzały. My (kilku sąsiadów) uciekamy do lasu a ty doczekaj poranka i idź do babci do Kłyżowa. Dowiedz się wszystkiego, wróć i przyjdź na umówione miejsce. Idąc do babci ujrzałem na granicy Olszowca i Kłyżowa gromadę mężczyzn (ok. 100) eskortowanych pod bronią przez kilku Niemców. Skręciłem za najbliższy budynek, przeczekałem aż aresztowani przejdą i kontynuowałem wędrówkę do Kłyżowa. Przed kapliczką przy skrzyżowaniu z drogą do Sanu ujrzałem gromadkę ludzi, którzy otaczali postrzelonego mężczyznę, leżącego w kałuży krwi i proszącego by go dobili. Zaszokowani ludzie mówili, bo uciekał i nie zatrzymał się. Byli bezradni. W podobny sposób Niemcy zastrzelili 3 mężczyzn. Wróciłem od babci do domu rodzinnego, gdzie matka powiedziała, byli i w naszym domu i pytali gdzie jest gospodarz. Udałem się na umówione miejsce, tj. wzniesienie wśród bagnistego lasu za Zdogą (Zdzogą) między Wilczymi Dołami i Podlesiem a Piskorowym Stawem ipoinformowałem sąsiadów o aresztowaniu ok. 200 mężczyzn z księdzem Szubargą włącznie. Pod osłoną następnej nocy ojciec i sąsiedzi powrócili do domów.

Niektóre informacje składały się na pewną całość. Do takich należały związane z niemiecką operacją przeciw partyzantom pod kryptonimem Sturmwid. Przed niemiecką  operacją do Olszowca zawitali uzbrojeni goście, którzy przybyli wozem konnym i przez parę godzin rozmawiali z sąsiadami. Przed nocą udali się w kierunku centrum Pysznicy. A rano następnego dnia idąc do szkoły spotkałem kolegów rozglądających się za łuskami karabinowymi w pobliżu krzyżówki z drogą na Słomianą, tj. koło młyna i tartaku. Tam miała miejsce w nocy potyczka pomiędzy różnymi ugrupowaniami partyzanckimi. W potyczce tej został ranny jeden partyzant, którego ukryto w budynku młyna na poddaszu. W następnym dniu już pojawiły się oddziały wojska niemieckiego, które rozpoczynały operację Sturmwid. Rannego Niemcy nie dostrzegli. Początek operacji z Olszowca wyglądał następująco. Najpierw wczesnym rankiem pojawił się niemiecki samolot, który krążył nad Lasami Lipskimi (Studzieniec, Kochany). Następnie został wystrzelony pocisk z niemieckiej baterii dział rozlokowanych na skraju lasu zwanego Pasieką, tj. przed Zdogą (Zdzogą) na przestrzeni od Wilczych Dołów do Piskorowego Stawu. Pocisk wybuchł później gdzieś nad Studzieńcem. Po odejściu Niemców naliczyliśmy około 60 okopów i jeden szerszy nieco cofnięty poza pierwszą linię skąd wychodził przewód telefoniczny. W okopach Niemcy pozostawili pocisk armatni, który razem z kolegami postanowiliśmy zdetonować. Zabawiliśmy się w saperów. Dokonaliśmy tego w rozpalonym ognisku w tym szerszym okopie.

Nad Pysznicą zaczęły przelatywać niemieckie samoloty bezzałogowe ziejące ogniem z części ogonowej, które były eskortowane przez normalne samoloty. Kiedy jeden z takich wybuchnął w powietrzu nad Krzakami, razem z innymi pobiegłem na miejsce zdarzenia. Do informacji dla Pani dołączyłem przyniesiony z miejsca wypadku materiał (wielkości pięści) żółtego koloru przypominającego siarkę (ździebko odkruszone paliło się jak siarka).

Po artyleryjskim ostrzale (przez San) elektrowni Ozet przez partyzantów w roku1943 Niemcy zainstalowali po wschodniej stronie Sanu w Pysznicy w murowanym budynku szkolnym posterunek wojskowy z 10 żołnierzy. Na froncie szkoły zbudowali dwa wysokie bunkry i połączyli je pogłębionym rowem. Budynek od strony ogrodu otoczyli kolczastymi zasiekami a po stronie przeciwnej na podwórku szkolnym wykopali dwa okopy: jeden przy ogrodzeniu z widokiem na pasternik (obok latryny wojskowej) drugi zaś okrężny tuż przy drzwiach wyjściowych z budynku. Zapamiętałem incydent z tego okresu. Pewnego ranka idąc do szkoły (do budynku drewnianego) zobaczyłem przed bunkrem zastrzelonego konia. Woźnica rzekomo nie reagował na sygnał "halt!" W lutym 1944 roku ten posterunek został zlikwidowany. Niemcy wycofali się poza linię Sanu do okopów, które wcześniej pod przymusem kopali im m.in. Pyszniczanie.

W roku 1943 zawrzało na Kresach Polski, skąd zaczęli napływać do nas uchodźcy Polacy (głównie z powiatu lubaczowskiego, przemyskiego i lwowskiego), tj. z województwa lwowskiego, które istniało do 1944 roku a w okrojonej postaci w latach 1944-1945 (18 sierpnia 1945 przekształcone w województwo rzeszowskie). W czasie okupacji niemieckiej tereny województwa lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego stanowiły tzw. Dystrykt Galicja w Generalnym Gubernatorstwie.

W 1943 r. OUN-B (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – Banderowcy)i UPA (Ukraińska Powstańcza Armia) przy wsparciu Czerni (cywilnych morderców) rozpoczęli tzw. rzeź wołyńską – masową zbrodnię na Polakach o znamionach ludobójstwa. Masakry były regułą. Mordy dokonane z dużym okrucieństwem objęły około 530 polskich wsi. Zamordowano około 60 tyś. Polaków.

Tę potworną zbrodnię naoczny świadek relacjonuje podając następujące przykłady: Mąż Ukrainiec zamordował własną żonę i dzieci, tylko dlatego, że były ochrzczone w kościele (Zarudzie); kilkanaście osób narodowości polskiej powiązanych drutem kolczastym, oblanych benzyną przez banderowców, a potem podpalonych – były to banderowskie żywe pochodnie (okolice Brzeżan); na zgliszczach spalonego domu pozostało jedynie sklepienie pieca do pieczenia chleba, na sklepieniu oprawcy ułożyli całą rodzinę polską: ojca matkę i dzieci. Skrępowani drutami nie mieli możliwości obrony. Następnie obrzucili ich ziemią i rozpalili w piecu. Było to tzw. pieczenie Lachów (okolice Moniłówki); po uprzednim nawiezieniu słomy do kościoła, pod przymusem zamknięto tam okolicznych Polaków. Do zamkniętej świątyni oprawcy wrzucili butelkę z płynem łatwopalnym i podpalili (okolice Olejowa)(T. Kuźniarski, 2005 s. 68).

Ludobójcza działalność banderowców była obliczona na całkowitą depolonizację Kresów. Wówczas do walki stanęli harcerze – członkowie Szarych Szeregów, którzy często nie przekraczali szesnastego roku życia. W Zborowie na przykład jedyną nadzieję upatrywano w harcerzach. Samoobrona składała się z 12-17-letnich harcerzy "Orląt" (od im. Orlęta Lwowskie). To oni pod wodzą komendanta obwodu zborowskiego AK por. Michała Jurasza "Orzeł" walczyli z rzeźnikami UPA (T. Kuźniarski, 2005 s. 68).

Pole naszego gospodarstwa rodzinnego w Rędzinach przylegało do Sanu. W czasie prac polowych w tym okresie często obserwowaliśmy, jak w nurtach Sanu spływały w dół trupy z rozdętymi brzuchami do góry. Przypadkowi obserwatorzy wypowiadali się na temat ich wyciągania i godnego ludzkiego pochówku, ale najczęściej byli bezradni i ni wiedzieli jak się do tego zabrać.

Wiosną 1944 roku Niemcy zajmowali okopy po drugiej, tj. zachodniej stronie Sanu. Uszkodzony przez nich rosyjski myśliwiec lądował awaryjnie 150 m od brzegu Sanu w kierunku Kłyżowa w pobliżu przewozu (dziś mostu kolejowego na Sanie). Po wylądowaniu wybuchł. Spalony wrak oglądałem później z bliska.

Nieco później uszkodzony przez Niemców rosyjski bombowiec w walce koło Sandomierza lądował awaryjnie na polu w pobliżu Patoku (Sołtysy). Wracałem od ciotki M. z Rędzin i gdy znalazłem się koło kapliczki w Rędzinach usłyszałem i zobaczyłem dwa myśliwce krążące w pobliżu Patoku a kiedy na niebie pojawiła się rakieta, odleciały. Na polu świeżo zoranym pozostał dwusilnikowy bombowiec. Odległość mnie dzielącą około 1 km pokonałem biegnąc na przełaj przez pola. Przy samolocie zastałem już kilku sąsiadów zbierających dłońmi do wiader benzynę wypływającą z samolotu. Pobiegłem do kolegi D. – kolegi z klasy skąd wróciłem z litrową butelką, którą napełniłem benzyną. Od ojca otrzymałem pochwałę za tę zdobycz. Po pilota przyleciał kukuruźnik i wylądował w Kaczyłowie, gdzie przywitał go pocisk wystrzelony przez Niemców z haubicy ustawionej obok przewozu na Sanie w Pławie (dziś rejon mostu). Opuszczając później okopy Niemcy nie zdołali zabrać tej haubicy (pochyłość terenu oraz gliniasta rozmiękła gleba przeszkodziły im w tym). Na miejscu wybuchu pocisku (w Kaczyłowie) koledzy z klasy znaleźli zgnieciony aluminiowy czubek pocisku i tym trofeum się chwalili.

Z tejże haubicy Niemcy wystrzelili pocisk na kolumnę żołnierzy rosyjskich (1944 r.). Pocisk trafił w przydrożny dom w Olszowcu i ranił gospodarzy.

Wiosną 1944 r. nasłuchiwaliśmy odgłosów detonacji zbliżającego się ze wschodu  frontu działań wojennych. W lipcu 1944 r. Pysznica została wyzwolona. Od lipca już cieszyliśmy się z wyzwolenia spod okupacji niemieckiej. W lipcu 1944 roku Janów także został wyzwolony a w sierpniu Niemcy ewakuowali się ze wschodniej części Generalnej Guberni, zaś w styczniu 1945 roku (już po upadku Powstania Warszawskiego) nastąpiła całkowita ich ewakuacja z Generalnej Guberni.

Powstanie Warszawskie było kolejnym zrywem Polaków do walki z okrutnym okupantem niemieckim. W okresie jego trwania od 1 sierpnia do 3 października 1944 roku przez Pysznicę przechodziły oddziały spieszące na odsiecz powstańcom. Pamiętam, niektórzy w tych oddziałach mieli na sobie zachowane mundury wojskowe z roku 1939. Niewielkie oddziały kilkuosobowe zwykle podążały wygonem od lasu koło kaplicy w Olszowcu (dziś ulica Żwirowa), dalej wygonem przez rędziny w kierunku Sanu (dziś ulica Rędziny) do przewoźników: J. oraz braci B. Na odsiecz powstańcom pospieszyli i moi sąsiedzi, których znałem z widzenia. Po upadku powstania jednak nie powrócili do Pysznicy. Nocą zwykle przelatywały bardzo nisko, tuż nad ziemią ciężkie transportowce aliantów spieszące z pomocą powstańcom. Niemieckie baterie dział przeciwlotniczych ze Stalowej Woli długo wstrzeliwały się w niebo (nawet po ustaniu potężnego warkotu silników tych transportowców). Już wtedy dochodziły do nas informacje o walecznej postawie i udziale w Powstaniu Warszawskim Szarych Szeregów – dwóch batalionów harcerskich.

Wyzwolenie spod okupacji niemieckiej dla Pyszniczan przyszło w roku 1944 a dla całej Polski w roku 1945. Ja tę wojnę – okrutną okupację niemiecką przeżyłem jako naoczny świadek a zarazem uczestnik wielu wydarzeń. To wszystko odbiło się na mojej psychice. Przez wiele lat w różnych odstępach czasowych nawiedzał mnie koszmarny sen, w którym na widok niemieckich żołnierzy ja uciekałem z mostku przy drodze głównej i budziłem się w biegu w połowie naszego podwórka. Podobnie u wielu moich rówieśników już sam widok niemieckiego munduru – a zwłaszcza niemieckiego żołnierza z trupią główką w czapce – kojarzył się z zagrożeniem i powodował upiorny strach. Utraciłem krewnych, sąsiadów, wielu znajomych Pyszniczan, których groby się dzisiaj profanuje, manipuluje faktami, fałszuje historię! Z tym faktem trudno mi się pogodzić.

Od lipca 1944 roku już cieszyliśmy się z uwolnienia nas spod okrutnej okupacji niemieckiej. Euforia towarzysząca wyzwoleniu Pysznicy dominowała w naszych codziennych życiowych zajęciach.

Wczesnym latem 1944 r. Pyszniczanie pierwszy raz po wyzwoleniu zaśpiewali w kościele Boże coś Polskę oraz hymn polski Jeszcze Polska nie zginęła. Śpiewający długo  płakali (płacz połączony z lamentacją był wówczas codziennością) a w sercach wszystkich coś ściskało. Podobne reakcje obserwowałem później podczas śpiewania hymnu wśród emigrantów polskich we Francji jak i w Stanach Zjednoczonych. I tu dygresja. Dzisiaj trudno mi zrozumieć tych manipulujących wokół naszego hymnu narodowego.

O ile podczas okupacji niemieckiej pogrążeni w modlitwie śpiewaliśmy głównie pieśni nabożne (zarówno w kościele, w domu rodzinnym, w polu) – głównie żałobne Wieczne odpoczywanie i Zdrowaś Mario(w częstych konduktach pogrzebowych połączonych ze śpiewaniem i lamentacją przechodzące przez całą wieś) to nagle zaistniała możliwość śpiewania weselnego gdyż sprzyjały temu i liczne wesela. Ponadto w powszechnym śpiewnym repertuarze zaczęły dominować pieśni partyzanckie, np. Dziś do ciebie przyjść nie mogę, My ze spalonych wsi i pieśni żołnierskie (różnych armii i różnojęzyczne), np. Czerwone maki, Oka, Wojenko wojenko, Rozszumiały się wierzby płaczące. Serce w plecaku, Spoza gór i rzek, Tam za górą jest granica, O mój rozmarynie rozwijaj się, Pierwsza kadrowa, Przybyli ułani pod okienko, Jak to na wojence ładnie; obok piosenek partyzanckich i wojskowych śpiewaliśmy piosenki harcerskie Pieśń Szarych Szeregów, Szare Szeregi; piosenki powstańców Warszawy Hej chłopcy, bagnet na broń oraz piosenki rosyjskie, np. Katiusza.

Po ustąpieniu Niemców do Pysznicy wkroczyli Rosjanie (Sowieci), którzy przez parę miesięcy wypoczywali i przygotowywali się do szturmu na Berlin. Wtedy też kilkudziesięciu mężczyzn z Pysznicy wysłano na "białe niedźwiedzie”. Stamtąd wrócili po jakimś czasie. Partyzanci w Pysznicy nie złożyli broni.

 

Harcerstwo w Pysznicy po roku 1945

 

Po wojnie zaczęło kiełkować nowe życie, zaczęła żywiołowo rozwijać się działalność harcerska w całym kraju w tym i w Pysznicy.

Już 30 grudnia 1944 r. ukazał się "Dekret" rządowy powołujący do życia Związek Harcerstwa Polskiego jako Stowarzyszenie Wyższej Użyteczności.

15 stycznia 1945 r. rozwiązano "Szare Szeregi" a Związek Harcerstwa Polskiego wyszedł z podziemia i przeszedł do działalności jawnej. W ciągu trzech miesięcy organizacja stała się w Polsce najliczniejszą – 250-tysięczną organizacją młodzieżową.

Do odnowy życia harcerskiego po roku 1944 w Pysznicy  zachęcali: Pani Maria Bourdon, Bronisław Cmela oraz Ignacy Rostek (pseudonim konspiracyjny "Wróbel").

Już w roku 1944 czyniłem starania by powołać  do życia drużynę harcerską. W roku 1945 nawiązałem kontakt z drużyną Związku Harcerstwa Polskiego w Nisku gdzie w harcówce tkwił sztandar hufca, na którym widniały symbole Lwowskiej Chorągwi Harcerzy oraz z Komendą Hufca Związku Harcerstwa Polskiego w Stalowej Woli – z harcmistrzem Kazimierzem Beckierem, któremu w listopadzie powierzono funkcję komendanta hufca. W roku 1945 zorganizowałem drużynę harcerską a w 1947 II Drużynę Leśnych Zuchów (po zimowym kursie drużynowych w Przemyślu w Domu Harcerza na Zasaniu , na który skierował mnie komendant hufca hm. Kazimierz Beckier).

W 1945/46 w szkole powstała drużyna harcerska (Kronika szkolna..., s. 23).

W działalności harcerskiej dominowały wędrówki leśne (wg wojskowej mapy sztabowej) połączone z biwakowaniem. W naszych licznych wędrówkach leśnych odwiedzaliśmy miejsca bitew partyzanckich oraz zgliszcza spalonych przez Niemców wsi w Lasach Lipskich, m.in. w Kochanach.

Nie dotarliśmy do Porytowego Wzgórza zbyt odległego dla nas (w Lasach Janowskich)a zaledwie dochodziliśmy do Zdziar i do Domostawy.

Z wędrówek leśnych ..

Śpiewanie wypełniało całe nasze życie harcerskie. Śpiewaliśmy indywidualnie, "zastępowo", "drużynowo", tj. chóralnie i pod akompaniament harmonijki ustnej (druh Józef R.), rzadziej akordeonu (druh Tadeusz B., druh Józef K.), jeszcze rzadziej fortepianu (druh Witold K.)czy gitary. Rywalizowaliśmy między sobą w poszerzaniu repertuaru piosenek. Sprzyjały temu zbiórki harcerskie, ogniska, zloty, obozy letnie i zimowe. Po każdym z nich przyjeżdżaliśmy jeszcze bardziej rozśpiewani. Każdemu niemalże przemarszowi towarzyszyła piosenka marszowa. W marszu często popisywaliśmy się naprzemiennym to śpiewaniem to wygwizdywaniem melodii. Wówczas nie było masmediów (ani radia, ani telewizji!). Prowadziliśmy bardzo pomysłowe śpiewniki harcerskie. Te dawno już pożółkły i wyblakły. Natomiast w pamięci wciąż żyją melodie harcerskie i nie ulegają zapomnieniu. Spotykam się z nimi i w kraju i poza granicami na różnego rodzaju posiadach, biesiadach, przyjęciach i uroczystościach rodzinnych. Ze śpiewów harcerskich zapamiętałem – mimo upływu lat – te, z którymi zżyliśmy się najbardziej. Do najczęściej śpiewanych wciąż należą Hymn Polski i Rota oraz Hymn ZHP, następnie żołnierskie: Wojenko, Jak to na wojence ładnie, Przybyli ułani pod okienko, Serce w plecaku, Czerwone maki pod Monte Casino, Rozkwitały pąki białych róż, Rozszumiały się wierzby płaczące, Spoza gór i rzek, Tam za górą jest granica, O mój rozmarynie rozwijaj się, Szumi dokoła las, Dziś do ciebie przyjść nie mogę, Hej chłopcy bagnet na broń i harcerskie: Harcerska dola, Czerwona róża biały kwiat, Zabrałaś serce moje, Mały biały domek, Harcerka i harcerz, Płonie ognisko i szumią knieje, Płonie ognisko w lesie, Pod żaglami Zawiszy, Morze nasze morze, Rano, Gdzie strumyk płynie zwolna, Jak dobrze nam zdobywać góry, Góralu czy ci nie żal, Graj piękny cyganie, Dalej wesoło.

            Ogniska harcerskie. Spełniały funkcję zielonego teatru. Umiłowanie przyrody, kontakty z naturą – z bezkresnym lasem jaki przylega do Pysznicy sprzyjały stałej więzi harcerzy z ogniem/ogniskiem. Na biwakach i obozach ognisko służyło nie tylko do przygotowania posiłków, ogrzania się i wysuszeniu odzieży (peleryn zawsze brakowało) ale i do relaksu, wypoczynku oraz do wszelkiego rodzaju działalności kulturalnej. Zwyczajowo już przy ognisku dominowały gawędy, śpiewy i zabawy słowem.

            Ogniska w Pysznicy zaszczycał swoją obecnością ks. proboszcz Władysław Szubarga. Oczywiście na obozie w Rabce (1947) stykaliśmy się z folklorem góralskim a nad morzem (1948) z folklorem morskim. Co znajdowało swoje odbicie w repertuarach naszych ognisk. Zawsze ognisko stwarzało nastrój pogodny, relaksowy. Zasiadając  rozpoczynaliśmy piosenką "Zróbmy przyjacielskie koło" a następnie "Płonie ognisko i szumią knieje" lub "Płonie ognisko w lesie". Przed rozejściem się rytualnie kończyliśmy także śpiewem "Już do odwrotu głos trąbki wzywa" i "Czas do domu czas".

Turystyka połączona z grami terenowymi podczas zlotów harcerskich i obozów harcerskich. Zloty harcerskie m.in w Kopkach w gminie Rudnik nad Sanem.

Zarobkowanie(nigdy nie żebraliśmy!)...

Przewodniczący koła przyjaciół harcerzy w Pysznicy Ignacy Rostek był Dyrektorem Zarządu Powiatowego Społem w Nisku. Dzięki niemu korzystaliśmy z rabatu na zakup przyborów szkolnych i to sprzyjało prowadzeniu sklepiku szkolnego. Zajmowaliśmy się zbiórką szmat i złomu. Harcerze-furmani zapuszczali się nawet do Jastkowic. Zbieraliśmy także zioła (głównie macierzankę). Pomagaliśmy kierownikowi Krudysowi w czasie wakacji w hodowli jedwabników (głównie w zbiorze liści morwy i karmieniu gąsienic). W niedzielę palmową sprzedawaliśmy pod kościołem palmy. Zimą po Nowym Roku harcerski zespół kolędników chodził z gwiazdą i kolendował (nawet w Stalowej Woli). Corocznie wczesnym latem organizowaliśmy festyny ludowe w Pysznicy. Te zapewniały największy dochód.

Harcerze stanowili także trzon założonego przeze mnie w 1947 r. Ludowego Zespołu Sportowego w Pysznicy.(Zob. http://lzsolimpiapysznica.futbolowo.pl/artykuły)

 

Uczestnictwo w obozach harcerskich. Pierwszy letni obóz harcerski w Rabce w 1947 r. był zorganizowany przez komendanta hm. Kazimierza Bekiera. Kilku druhom z Pysznicy, których rodzice pracowali w Hucie koszty pobytu na obozie pokryła Huta. Warunkiem wyjazdu na obóz letni był m.in. wymóg: każdy uczestnik obozu musiał posiadać obowiązkowo kompletne umundurowanie harcerskie i plecak. W przypadku wielu druhów była to przeszkoda nie do pokonania. Kilka mundurków zakupiliśmy w składnicy harcerskiej w Łodzi w drodze sprzedaży wysyłkowej. Na zakup umundurowania gromadziliśmy pieniądze od momentu powstania drużyny.

W Rabce zapijaliśmy się jodowanymi solankami

Wycieczki na Grzebień i Luboń

Każdy zdobywał stopień młodzika

Podchody do obozu harcerek ze Stalowej Woli

Pamiętam dwa galowe przemarsze w szyku paradnym całego hufca ulicami Rabki. Każdorazowo na czele hufca szedł poczet sztandarowy, zanim zespół werbli i fanfar grających na przemian. W drużynach śpiewano "Jak dobrze nam zdobywać góry", "Podhalańska idzie wiara" i inne. Zarówno hejnał fanfarzystów jak i grających werbli przeplatany śpiewaniem pieśni marszowych w wykonaniu poszczególnych drużyn napawał nas dumą, okazał się niezapomnianym przeżyciem pozostającym w pamięci na długie lata. Po powrocie z obozu komenda hufca zorganizowała dla stalowowolskiej społeczności w Stalowej Woli (w lasku przy torach) pokaz życia obozowego. Druhowie z Pysznicy, którzy nie mogli skorzystać z wyjazdu do Rabki, przeżyli ten dzień życia obozowego w Stalowej Woli.

 

Już w 1947 r. pojawiły się pogłoski – wychodzące ze sfer rządowych – o likwidacji Związku Harcerstwa Polskiego. Pokomplikowały się sprawy ideowe i organizacyjne w organizacji harcerskiej. Ideologia harcerska nie pokrywała się z ideologią ówcześnie rządzących.

Wielokrotnie paradowaliśmy jako hufiec w szyku zorganizowanym w Stalowej Woli. Podczas jednego z takich marszów na ulicy aresztowano komendanta hufca hm. K. Bekiera. Żona jego dostała udaru i znalazła się w szpitalu. Kiedy przybyłem do komendy hufca z kolejnym miesięcznym meldunkiem, hm. K. Bekier akurat wybierał się w odwiedziny do żony. W gronie kilku druhów dołączyliśmy do hufcowego i odwiedziliśmy w szpitalu chorą jego żonę. Wkrótce po tym wydarzeniu, tj. w marcu 1948 roku hm. K. Bekier "zrezygnował" z funkcji komendanta hufca. Funkcję tę powierzono phm. Tadeuszowi Ciepielowskiemu. Niedługo ją sprawował. Pamiętam jak spotkałem phm. T. Ciepielowskiego w Nisku w Rynku (ok. godz. 13). Wezwanie miał na godzinę 8. Nie zastał kogoś tam. Wielokrotnie podchodził na wyznaczany termin "za chwilę" i wielokrotnie tego kogosia nie zastawał!

           

Kolejny obóz letni został zorganizowany nad morzem w okolicach Ustki – w Starym Wybrzeżu (drużyna niżańska) i w Nowym Wybrzeżu(drużyny stalowowolskie) w roku 1948. Obóz prowadził phm. Andrzej Trojanowski.

 

W roku 1948 zaczął się proces "odsuwania" najlepszych działaczy harcerskich od związku. Aresztowano opiekuna a zarazem przewodniczącego Koła Przyjaciół Harcerzy  w Pysznicy Ignacego R. (który po wyjściu z aresztu   na swoim stanowisku zastał już innego pracownika). Później aresztowano mnie. Równolegle przebiegały aresztowania w naszym regionie członków organizacji "Orlęta". Temu wszystkiemu towarzyszyły liczne zmiany i reorganizacje harcerstwa.

Od 1948 roku zaczęły się także zmiany strukturalne. Wprowadzono Harcerską Służbę Polsce (HSP)w której ograniczono działalność organizacji harcerskiej wyłącznie do szkół podstawowych ograniczając wiek harcerski do 15 lat, wprowadzono koedukacyjne struktury harcerskie.

W grudniu 1949 r. nadano stopnie harcmistrzów całemu Prezydium Zarządu Głównego Związku Młodzieży Polskiej (!).

W styczniu 1950 r. Zarząd Główny ZMP podjął decyzję o przejęciu kierownictwa nad Związkiem Harcerstwa Polskiego pozbawiając go samodzielności. Związek Harcerstwa Polskiego po utracie samodzielności stał się częścią składową Związku Młodzieży Polskiej. Zniesiono krzyż harcerski i lilijkę co oznaczało początek upadłości. Zaczęła się indoktrynacja Harcerstwa. III Plenum Zarządu Głównego ZMP poddało krytyce skauting. Zarzuty dotyczyły zbytniego Baden Powell'izmu. Podjęto uchwałę o przekształceniu Związku Harcerstwa Polskiego w "Organizację Harcerską" działającą w ramach ZMP. W uchwale czytamy: "Organizacja Harcerska skupia w swych szeregach dzieci w wieku 9-14 lat" a to oznaczało wyprowadzenie harcerstwa ze szkół średnich (J. Cisek 2001, s. 9).

W zaistniałej sytuacji dnia 15 marca 1950 roku z funkcji Komendanta Hufca Związku Harcerstwa Polskiego w Stalowej Woli "zrezygnował" phm. Tadeusz Ciepielowski.

1 czerwca 1950 roku w miejsce krzyża harcerskiego wprowadzono tzw. "Czuwajkę" – odznakę wzorowaną na odznace ZMP, ujednolicono kolor chust na czerwony. W sierpniu 1950 roku rozpoczęto włączać organizacje harcerskie w strukturę ZMP jako Wydziały Harcerskie. Zastęp harcerski zastąpiono nazwą "ogniwo", które skupiało uczniów jednej klasy. Wszystkie "ogniwa" w szkole tworzyły drużynę. Na czele drużyny stał drużynowy – nauczyciel opłacany przez szkołę – przewodnik Organizacji Harcerskiej Szkoły –później Organizacji Harcerskiej Polski Ludowej (OH PL).Wszystkie te zmiany nie miały niczego wspólnego z Harcerstwem (J. Cisek 2001, s. 10). 

W związku z powyższymi zmianami w sierpniu 1950 roku Krąg Instruktorski podjął uchwałę o rozwiązaniu hufca Związku Harcerstwa Polskiego w Stalowej Woli. W roku 1950 za pracę w harcerstwie "podziękowano" wielu druhom.

Reorganizacja spowodowała masowy odpływ kadry funkcyjnej (instruktorskiej), która nie mogła się pogodzić z utratą harcerskiego charakteru Związku.

 

Organizacja "Orlęta" powstała w Rudniku nad Sanem wiosną 1947 r. nawiązując do tradycji Orląt Lwowa z lat 20-tych. Wiosną 1950 rozpoczęły się procesy niżańskiej młodzieży.

Okoliczności mojego "odejścia" poprzedziło aresztowanie mnie. W areszcie śledczym bito mnie (niepełnoletniego) i bito, okrutnie bito.

Bił sadysta – spaślak (ok. 130-140 kg wagi). Brał mnie jedną ręką za odzież pod brodą a drugą niczym „łapą niedźwiedzią” walił. Gdy traciłem czucie podłogi pod nogami a głowa mi zwisała, brał mnie w dwie „łapy” i potrząsał aż głowa mi się wyprostowała. Zmieniał rękę przytrzymującą i walił z drugiej strony. Czynił to oburęcznie naprzemiennie. A gdy się spocił i zasapał, przekazywał pomocnikowi, który kontynuował znęcanie się nade mną. Ten zmuszał mnie do robienia pompek. Gdy odmawiałem bił pejczem z plecionki skórzanej (długości ok. 70 cm), gdy padałem ze zmęczenia, także bił. Szczególnie upodobał sobie zmuszanie mnie do robienia przysiadów. Już gdy zwalniałem tempo robienia przysiadów otrzymywałem uderzenia, a gdy odruchowo zasłaniałem się rękami to zmuszał mnie do trzymania krzesła nad głową i w ten sposób ograniczał moją odruchową obronę. Pod koniec tygodnia pytania kierowane do mnie już nie dochodziły do mnie. Powtarzały się w nieskończoność: po co jeżdżę do Rudnika, kogo znam w Rudniku, z kim się kontaktuję, a może do dziewczyny (podchwytliwie) itd. Podczas mojego pobytu w areszcie w domu rodzinnym przeprowadzono drobiazgową rewizję. W moich notatkach i dokumentach harcerskich znaleziono adres druha  Józefa Turko. Z druhem Józefem Turko wymieniłem adres podczas jednego ze zlotów harcerskich w Kopkach (gmina Rudnik nad Sanem). W czasie śledztwa nie pamiętałem, że ten adres posiadam. Później doszło do mnie, że druh Józef Turko był osądzany za przynależność do organizacji Orlęta. Przeprowadzających rewizję w rodzinnym domu mogła zainteresować także dokumentacja harcerska, którą trzymałem w domu rodzinnym gdyż harcówki jako takiej nie mieliśmy. Mogła ich także zainteresować Kronika harcerska i wpis Bronisława Cmeli.

            Po tygodniu wypuszczono mnie z aresztu. Obolały, ogłuchły i półprzytomny dowlokłem się do domu rodzinnego, gdzie ojciec przywitał mnie w te słowy:  synu cóżeś ty narobił? Dwie wojny przeżyliśmy, w dwu kampaniach wojennych walczyłem za Polskę, koszmar okupacji przeżyliśmy ale czegoś podobnego nie doświadczyliśmy. W czasie rewizji przewrócili do góry nogami dom mieszkalny jak i zabudowania gospodarcze, jakby igły szukali w przysłowiowym stogu siana. Wymachiwali bronią pod nosem, zastraszali nas.

            Na pytanie ojca nie potrafiłem odpowiedzieć. Dzisiaj – po ponad 60 latach – także nie znajduję odpowiedzi na pytanie ojca. Niemcy, których tak się bałem, ani Rosjanie nie pobili mnie tak dotkliwie jak "Polacy" po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej. W dodatku nie wiem z jakiego powodu.

Po areszcie śledczym, po rewizji w domu rodzinnym szykany nie ustały. Oto zostaję doprowadzony przez milicję do Komendy Powiatowej Powszechnej Organizacji Służba Polsce a następnie wysłany do odbycia służby w 12 Brygadzie Służby Polsce. Nie mogłem kontynuować nauki, nie mogłem pracować. Na domiar wszystkiego naszą rodzinę dotknęło wielkie nieszczęście. Latem 1951 r. w Olszowcu wybuchł pożar. W pożarze Wólki i części Olszowca spłonęło około 70 zabudowań. Pożar strawił cały nasz rodzinny dobytek

            Wszystko to zachwiało moim życiem. Trzeba było rozpoczynać codzienną walkę o przetrwanie (Por. http://lzsolimpiapysznica.futbolowo.pl/artykuły ).

Nie mając ukończonych 18 lat udałem się na budowę Nowej Huty. Budowę poznałem wcześniej odwiedzając starszego brata Bronisława odbywającego obowiązek w brygadach Służby Polsce na Wzgórzach Krzesławickich. Życie dorosłe zacząłem więc w Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym o/Kraków (w zakładowych gumowych butach, zakładowej gumowanej kurtce z kapturem i na zakładowym żelaznym łóżku w zbiorowej barakowej sali). Samodzielne życie nigdy mnie nie rozpieszczało. Mimo stałych rozczarowań żyłem po harcersku.

W latach 1950-1956 funkcjonowała Organizacja Harcerska. Ostateczna likwidacja Związku Harcerstwa Polskiego nastąpiła w dniu 31 maja 1951 r., tj. dniu powstania Organizacji Harcerskiej (OH) w ramach Związku Młodzieży Polskiej. Dawnych instruktorów społecznych zastąpiono kadrą zetatyzowaną.

W protokole z posiedzenia Rady Pedagogicznej w Pysznicy odbytego w dniu 19 czerwca 1951 roku odczytuję: "Kol. Hawryło mówi, że praca w drużynie harcerskiej stała nie na właściwym poziomie z powodu braku przewodników zastępów i przewodnika drużyny, a ona sama nie mogła dać rady utrzymać organizację na właściwym poziomie" (Księga Protokołów..., op. cit., s. 145).

W sierpniu 1956 r. w miejsce Organizacji Harcerskiej jako wydziału ZMP powołano Organizację Harcerską Polski Ludowej (OHPL) z Komendą Główną, przywrócono tradycyjny mundur harcerski, symbole, stopnie, sprawności, podniesiono wiek harcerski do lat 16.

Jednak dopiero przemiany polityczne w październiku 1956 r. doprowadziły do rehabilitacji ruchu harcerskiego i przywróciły go do życia. Po wydarzeniach październikowych 1956 roku odbyło się spotkanie dawnej kadry instruktorskiej ZHP (z udziałem m.in.  druha Harcmistrza Rzeczypospolitej Aleksandra Kamińskiego) z kierownictwem Organizacji Harcerskiej Polski Ludowej. Uczestnikiem spotkania warszawskiego w 1956 r. był druh Jan Sztobryn ze Stalowej Woli. Na spotkaniu tym nie zdołano jednak ustalić jakim powinno być harcerstwo po przemianach październikowych (J. Sztobryn, 2011).Na Krajowej Naradzie próbowano przeorganizować Organizację Harcerską Polski Ludowej w Związek Harcerstwa Polskiego. Starzy działacze zaczęli powracać do pracy w harcerstwie.

4 grudnia 1956 r. reaktywowano Związek Harcerstwa Polskiego w Krakowie.Po sześciu latach po raz pierwszy zabrzmiała melodia hymnu harcerskiego "Wszystko co nasze Polsce oddamy".

7-9 grudnia 1956 roku odbyła się w Łodzi ogólnopolska narada działaczy OHPL z udziałem Krakowskiej Komendy Chorągwi ZHP, z udziałem działaczy byłego ZHP (uczestniczył w nim Harcmistrz Rzeczypospolitej Aleksander Kamiński – autor książek: "Kamienie na szaniec" i "Książka wodza zuchów" oraz "Szarych Szeregów"). Obrady przekształcono w I Zjazd Związku Harcerstwa Polskiego w Polsce Ludowej i uchwalono "Deklarację Ideową ZHP".

W dniu 9 grudnia 1956 r. Organizacja Harcerska powróciła do dawnej tradycyjnej nazwy Związek Harcerstwa Polskiego. Nastąpił też powrót do tradycyjnych symboli i odznak harcerskich.

Po odbudowie Związku Harcerstwa Polskiego w 1956 r.

W 1957 r. ożywają wszystkie szczeble odrodzonego Związku Harcerstwa Polskiego rozpoczęła się odnowa życia harcerskiego.

Odnowa ruchu harcerskiego. Nowe harcerstwo zaczęło nawiązywać do tradycji byłego Związku Harcerstwa Polskiego i miało działać wśród młodzieży do lat 18.

W roku szkolnym 1977/78 utworzono w Zbiorczej Szkole Gminnej w Pysznicy Komendę Hufca Związku Harcerstwa Polskiego. Na komendanta hufca Pysznica powołano hm. Grażynę Medyńską. 

            W Kronice szkolnej 27 kwietnia 1980 roku odnotowano: Gminna Rada Przyjaciół Harcerstwa, Komenda Hufca ZHP w Pysznicy zorganizowały uroczystość nadania imienia Janusza Korczaka i wręczenia sztandaru Hufcowi Pysznica (Kronika szkolna..., s.64).

13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny (Związek Harcerstwa Polskiego nie został zawieszony).

W 1983 r. została zlikwidowana Komenda Hufca ZHP w Pysznicy.

W 1996 r. Związek Harcerstwa Polskiego został przyjęty do Międzynarodowej Organizacji Ruchu Skautowego.

 

Nostalgia do rodzinnych stron – do ojczyzny pysznickiej skłania do pewnych refleksji. Rozkwit poziomu życia w porównaniu do sprzed półwiecznego w Pysznicy jest imponujący i osiąga poziom krajów cywilizowanych. Rozwojowe plany w perspektywie na przyszłość są ambitne. Znika bieda z życia Pyszniczan. Pysznica jawi się ostoją regionalnego dziedzictwa kulturowego, które integralnie łączy się z historią i postępem.

Z pejzażu Pysznicy znikł nie tylko dom naszej pani Bourdon, ale i bóżnica żydowska – dom modlitwy, miejsce zebrań gminy żydowskiej. Usytuowany był obok skrętu na Podorendę. Pojawił się natomiast cmentarz – mogiła zbiorowa pomordowanych przez Niemców Żydów – obywateli Pysznicy i sąsiadujących z Pysznicą wsi. To także historia nasza i dziedzictwo kulturowe naszej pysznickiej ojczyzny.

Znikła organistówka. Wielokrotnie korzystaliśmy z przyjaznej nam harcerzom życzliwości organisty, który wielokrotnie użyczał nam klucza do wieży kościelnej. Po wejściu na wieżę zwykle rozkładaliśmy wojskową mapę sztabową i uczyliśmy się kojarzenia punktów mapy z obiektami w okolicy.

Kopiec w Pysznicy. Brakuje mi Kopca ulubionego miejsca zbiórek harcerskich skąd także rozpoczynaliśmy nasze leśne wędrówki do Lasów Lipskich i Lasów Janowskich. Kopiec był usytuowany w lesie w pobliżu skrzyżowania dróg Pysznica – Jastkowice – Stalowa Wola naprzeciw cmentarza kilkanaście metrów od drogi – dzisiejszej w stronę Rudy i Jasnej Polany. Kopiec – kurhan był wysoki na ok. 15-18 m i przewyższał wierzchołki drzew otaczającego go lasu. Na kopcu była zbudowana wieża triangulacyjna wysokości około 8-10 m a na wieży znajdowało się stanowisko triangulacyjne.

Na Podkarpaciu – w dolinie Sanu – zachowały się: Kopiec Tatarski w Przemyślu, Kopiec Tatarski w Przeworsku, Kopiec w Lesku, Mogiła Tatarska w Stefkowej, Kopiec Tatarski w Sokołowie Małopolskim.

Kopiec w Pysznicy to ślad historyczny po osadnikach tatarskich (i jeńcach tatarskich), których potomkowie żyją po dzień dzisiejszy (Sudoły, Warchoły, Swoły, Kutyły, Chyły, Podborek). W XVI w. po tatarskich najazdach rozpoczęło się osadnictwo. Jeńcy tatarscy i tureccy m. in. stali się mieszkańcami dzisiejszej gminy. To także  dziedzictwo kulturowe i historia Pysznicy. Warto tu nadmienić, że Tatarzy walczyli w bitwie pod Grunwaldem po stronie polsko-litewskiej.

Pojawiła się piękna natomiast nowoczesna szkoła, nowe asfaltowe drogi, nowe osiedla i nowe życie sportowe.

Wielu druhów pysznickich  wichury dziejowe rozproszyły po świecie. Na uwagę Pyszniczan zasługują.

  • Druh Józef Rostek po wykształceniu wyższym zasłynął jako wspaniały Przewodnik Tatrzański, Przewodnik po Krakowie i jako Euro-Przewodnik (w turystyce po Europie). Z druhem Józefem R. w okresie półwiecza schodziliśmy Tatry wzdłuż i wszerz – po polskiej jak i słowackiej stronie – wszystkie szlaki turystyczne przemierzaliśmy wielokrotnie. Zdobywaliśmy tatrzańskie szczyty o różnych porach roku, odwiedzaliśmy i gościliśmy we wszystkich schroniskach tatrzańskich i beskidzkich, sypialiśmy także w kolibach i bacówkach góralskich, w domach góralskich wzdłuż całego Podtatrza. Obaj umiłowaliśmy szczególnie Tatry Zachodnie. W życiu turystycznym często w różnych sytuacjach uruchamiał harmonijkę ustną i pogrywał melodie skautowe. Zjednywał sobie tym wielką sympatię nawet turystów zagranicznych. Obok uprawiania turystki wysokogórskiej druh Józef jest entuzjastą narciarstwa. Także na nartach wspólnie odwiedzaliśmy niemal wszystkie stoki narciarskie i nartostrady w Tatrach jak i na Podtatrzu. Zasłynął też jako organizator wycieczek na grzybobrania.

  • Druh Jan B.

  • Druh Tadeusz B.

  • Druh Józef D.

  • Druh Emil B.

  • Druh Zdzisław N.

  • Druh Jan Sz.(ot)

  • Druh Jerzy Rostek – zginął tragicznie w czynnej służbie wojskowej;

...

Dołączając dziś do wspomnień druha Jana B. dopowiem. Tak, była to wspaniała zabawa w powszechnym rozumieniu zabawy ale zarazem była to zabawa w dorosłe życie – zabawa w kontekście wydarzeń dziejowych, które warunkowały życie w naszej pysznickiej ojczyźnie. Wojna pochłonęła ponad 11 milionów Polaków czyli 32,3%.Wydarzeń tych nie wolno fałszować ani też przemilczać faktów.

Euro-Skauci, historia ZHP w Pysznicy to zarazem elementy historii społeczności Pysznicy.

Dla Euro-Skautów: Czuwaj!

 

Bibliografia

 

  1. Cisek Jerzy, Harcerstwo w Stalowej Woli w latach 1938-2001. Czasy prawdziwych wartości. Zarys historyczny, Wydanie Jubileuszowe, Stalowa Wola 2001.

  2. Cmela Bronisław, 75 lat harcerstwa polskiego na terenie południowo-wschodniej Polski

  3. Garbacz Dionizy, Okupacja i konspiracja w Stalowej Woli 1939-1944, Przemyśl 1988.

  4. Kisielewski Józef, Ziemia gromadzi prochy, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1990.

  5. Kronika szkolna 6-kl. Publicznej Szkoły Powszechnej w Pysznicy, Rok założenia 1936.

  6. Księga Protokołów Posiedzeń Rady Pedagogicznej 6-kl. Publicznej Szkoły Powszechnej w Pysznicy, 30.03.1938 – 31.08.1953.

  7. Księga zarządzeń kierownika szkoły w Pysznicy, Rok założenia 1935

  8. Kuźniarski Tadeusz, Nasz kresowy dom nad Strypą w Zborowie. Wspomnienie rodzinne, Głogów 2005.

  9. 9.      Protokoły z posiedzeń rady pedagogicznej 6-kl. Publicznej Szkoły Powszechnej w Pysznicy, 14 X 1932 – 25 II 1938.

  10. Surowaniec Józef, Początki Ludowego Zespołu Sportowego w Pysznicy, 2011 http://lzsolimpiapysznica.futbolowo.pl/Artykuły o klubie.

  11. Sztobryn Jan, Drużyna Harcerzy przy Gimnazjum Mechanicznym, Liceum Przemysłu Hutniczego oraz Technikum Hutniczym w Stalowej Woli. 8 Lotnicza Drużyna Harcerzy im. St. Skarżyńskiego, W druku 2011.

  12. Zespół Szkół w Pysznicy. Historia. Bronisław Cmela, www.szkola.pysznica.pl

 

"Z okazji 80-lecia Harcerstwa w Pysznicy wszystkim Zuchom i Druhom pysznickim przesyłam serdeczne CZUJ! oraz CZUWAJ!"

               Józef Surowaniec

Strona powstała dzięki Wix

Wszelkie prawa do tresci tekstów i zdjec naleza do autorów

kopiowanie bez ich zgody zabronione

kontakt administrator

Komenda Lasowiackiego Hufca ZHP w Stalowej Woli

ul. Hutnicza 8, 37-450 Stalowa Wola

bottom of page